niedziela, 20 września 2015

Opowieść piąta - ulubione cukiniowe placuszki Marty

Cukiniowe placuszki, które dziś przedstawiam, jeszcze niedawno nie miały imienia. Przygotowywałam i serwowałam je w moim domu od kilku lat w różnych wariantach,  smakach, kolorach. Moje wykonania były aranżowane na podstawie przepisów koleżanek, publikacji w kolorowych czasopismach czy internecie. Cukinia nie występuje jako warzywo mojego dzieciństwa. Pojawiła się u nas kilka lat temu. Pierwotnie podawaliśmy w postaci panierowanych w jaju i tartej bułce krążków, kawałków czy słupków duszonych z innymi warzywami, czy też krążków lub pasków pieczonych w piekarniku lub grillowanych. Wymienione tu potrawy robimy z cukinii młodej małych rozmiarów z miękkimi ziarnami. Najczęściej z cukinii w zielonym kolorze, chociaż duszona bywa też żółta. Za sprawą rodziny moich krewnych uprawiającej cukinie, trafia do mnie czasem spory ich zapas i wówczas robię również przetwory na zimę w postaci sałatek i marynat. Przepisy na te przetwory pochodzą głównie od rodziny i koleżanek ale, jak to u mnie, są to utwory na temat, czyli aranżacja własna. Opowiem o tym może w jednym z zimowych odcinków.

Jak zauważyliście, była dotąd mowa o cukinii młodej. A co zrobić z cukinia dorosłą, gdy pestki już twardsze? W takiej sytuacji cukinię obieram, usuwam środek z pestkami i albo trę na placuszki albo kroję i duszę? A teraz przejdźmy do placuszków.
Pomagając Eli, mamie Marty, przygotowywać posiłki dla Marty walczącej z chorobą i potrzebującej specjalnej diety, zauważyłam, że od kilku dni zdobią parapet piękne, podarowane przez znajomych, ogródkowe zielone cukinie. Trochę dorosłe więc wariant placuszków odpowiedni do ich kondycji oraz diety Marty (mąka gryczana, specjalna sól, specjalny pieprz, specjalny tłuszcz, ekologiczne jajko). Bardzo mnie ucieszyło, że placuszki bardzo Marcie zasmakowały. Na kolejny tydzień była kolejna porcja i pojawią się pewnie następne. Można powiedzieć, że Marta doceniła placuszki i zaakceptowała nowe danie więc zgodzicie się, że zasłużyła aby otrzymały jej imię. A teraz kilka wariantów placuszkowych. Pierwszy ten dla Marty, ale i pierwszy i pozostałe są ogólnodostępne i równie smaczne. Opowiastkę placuszkową zilustruję zdjęciami w wariantach „classic”. Martowych nie fotografowałam. Ponieważ mąka gryczana daje przyciemniony kolor ciasta, więc może nie wyglądają tak pięknie ale smakują równie wybornie.

Placuszki cukiniowe - dieta Marty

- młode cukinie myjemy, obcinamy końcówki i trzemy w całości na tarce w cienkie łezki
- starsze cukinie myjemy, obieramy, kroimy na mniejsze części, wydrążamy miąższ z pestkami i trzemy na tarce w cienkie łezki

- staramy się przygotować ciasto w miarę szybko ale jeżeli cukinia puści dużo soku, to zlewany go
- dodajemy mąkę gryczaną, całe jajo, odrobinę odpowiedniej soli i pieprzu
- smażymy na patelni małe placuszki na małej ilości odpowiedniego tłuszczu, tu był olej kokosowy
- podajemy ciepłe lub przestygnięte, dobre są też odgrzane
- Marta lubi z dodatkiem śmietany




Placuszki cukiniowe - wersja „classic”

Składniki i wykonanie identyczne jak w wersji dietetycznej tylko mąka, jajo, sól pieprz, tłuszcz stosujemy odpowiednie dla osób, dla których placuszki przygotowujemy. Można mieszać kilka rodzajów mąki, np. nieco pszennej, nieco kukurydzianej i nieco gryczanej albo pozostać przy jednym rodzaju. Wielbiciele ziół mogą doprawić placuszki „pod swój smak”. Można dodać zioła świeże, np. listki bazylii albo suszone. Akceptowalne są również placuszki „na pikantno”. Smażymy w małej ilości tłuszczu. Ja najczęściej smażę na oleju kujawskim z Kruszwicy ale inne też są dobre. Cukinia ma swój niepowtarzalny smak więc można na przykład zrezygnować z solenia. W zależności od tego jak dosmakowaliśmy placuszki od środka, można je podać z dodatkami lub bez. Dobrze smakują z jogurtem, sosem tzatziki a nawet z niezbyt słodką konfiturą.

Placuszki cukiniowe - wariant duże oczka


Ten wariant zalecałabym tylko dla młodej cukinii. Nic się nie zmienia, poza tym, że cukinie trzemy na dużych oczkach tarki na duże łezki. Reszta jak wyżej. Niby to samo ale w tym wariancie smakują nieco inaczej. Spróbujcie i oceńcie sami. Inaczej też smakują placuszki gdy cukinie zetrzemy na oczkach ziemniaczanych. Ja preferuję tarcie na łezki ale robiłam już też z zamrożonej cukinii przygotowanej na zupę krem. Placuszki na takiej podstawie pokazałam na ostatnich zdjęciach. Czyli co kto woli - wybór należy do ciebie.

Placuszki cukiniowe z wędliną lub serem

Tu wszystko jak wyżej tylko dodajemy  pokrojoną w kosteczkę wędlinę lub żółty ser. Podane wyżej i niżej przykłady nie wyczerpują oczywiście różnych aranżacji smakowych i wariantowych placuszków na bazie cukinii. Wszystko zależy od naszej inwencji i tego co jest pod ręką a może być tu wykorzystane. Trochę podpowiedzi poniżej.


Placuszki cukiniowe - mix warzywny

Kto eksperymentuje w kuchni domyśli się, że przepis bez zmian, dodajemy tylko potarte inne ulubione warzywa, np. marchewka, seler, rzodkiewki, ... Pamiętajmy tylko, że są to dodatki więc nie powinny „zabić” smaku cukinii. Ale jak ktoś polubi np. przewagę marchewki, to dostanie marchewkowe z cukinią jako dodatkiem. I też dobrze. Byle smacznie i zdrowo.



Tu tylko opowieść jest o cukinii, reszta zależy od fantazji i smaku kucharza. No może jeszcze uwzględniłabym gust i smaki zaproszonych na cukiniowe placuszki gości. Mnie to czeka, gdyż ciocia Marysia zapytała Kalinę „nie jadła Pani u Krysi placków z cukinii?”. Nie jadła, jeszcze nie jadła. Muszę to szybko naprawić. Cukinie tegoroczne jeszcze mam w zapasie. A przy okazji to zdradzę, że ciocia Marysia obiecała ugotować specjalnie dla mnie i Kaliny, jak następnym razem przyjedziemy po plony na działkę, lokalną zupę o nazwie zagraj. Jedliście kiedyś zagraj?  Nie? Musicie to nadrobić. A u cioci Marysi w Mileszewach smakuje najlepiej. Chociaż muszę przyznać, że praktykujący u cioci w tym zakresie Jacek, osiągnął prawie mistrzostwo. Ale prawie robi różnicę, prawda? Nazwa należy się cioci. A więc już zapowiadam temat opowieści „Zagraj czyli wyborna zupa cioci Marysi”.


     

niedziela, 6 września 2015

Opowieść czwarta - rogaliki drożdżowe


Moja rogalikowa opowieść ukazała się w czasopiśmie duzarodzina.pl w lipcu 2014 roku i wówczas miała ukazać się tu na blogu. Jednak, jak to bywa w życiu, czasem coś wpadnie w czarną dziurę i trudno z niej wybrnąć. Tak też się stało z rogalikową opowieścią w jej drodze na bloga. Poniższy tekst powstał z myślą o blogu, jednak został przeze mnie zaproponowany, przyjęty i opublikowany w trzecim numerze duzarodzina.pl. Kiedy niedawno zaproponowałam rodzince w stolicy, że może ugotuję coś na obiad, ku mojemu zaskoczeniu, poprosili o upieczenie rogalików. Zosi bardzo smakowały. A więc niech będą.

Rogaliki, które dziś proponuję są bardzo smaczne, niedrogie, proste w wykonaniu. Zachęcam do wspólnego rodzinnego zagniatania, wałkowania, nadziewania, zwijania, lukrowania a nie tylko konsumpcji. Dzieci bardzo lubią takie zajęcia.  W mojej rodzinie rogaliki według tego przepisu pieczone są wspólnie od ponad 50 lat przez kolejne pokolenia.

Jak zauważycie - przygotowanie ciasta jest bardzo podobne do ciasta struclowego z drugiej opowieści tylko nieco inne składniki. Przepis ma podobny do strucli rodowód. Pochodzi z zeszytów mojej mamy z kursów Koła Gospodyń Wiejskich z lat 60-tych.  Strucla trochę odstraszała koniecznością zaplecenia warkocza stąd rogaliki częściej od niej bywały serwowane w moim rodzinnym domu.
    


Składniki:

1 kg mąki pszennej
4 jaja
1 kostka margaryny (np. palmy)
2 łyżki cukru
1 szklanka gęstej, kwaśnej śmietany
5 dag drożdży
20 dag twardej marmolady

Sposób wykonania:

Drożdże rozmieszać z zimnym mlekiem.
Mąkę, tłuszcz i cukier posiekać jak na ciasto kruche (ja wyrabiam ręką lub wyręczam się robotem). Dodać jajka, śmietanę i rozkruszone drożdże. Zagnieść ciasto aż odejdzie od miski.  Ciasto podzielić na kilka części. Stolnicę lub blat stołu posypać mąką. Wszystkie części rozwałkować kolejno na grubość 3-5 mm. Dobrze jest gdy rozwałkowany placek ma kształt kwadratu. Posmarować marmoladą. Ciasto pokroić na kwadraty o boku 8-10 cm. Na każdy kwadrat w rogu nałożyć porcję marmolady i zwijać rogaliki.
Blaszkę posmarować tłuszczem (np. margaryną) i posypać mąką. Można też piec na papierze do ciasta. Włożyć rogaliki na blaszkę dość luźno. Rogalików będzie około 40, więc pieczenie rozłożymy na 3-4 porcji. Jeżeli mamy więcej blaszek i piekarnik z kilkoma półkami, to można piec jednocześnie kilka blaszek. Ja piekę rogaliki po 1 blaszce.


Pieczenie:
Rozgrzać piekarnik do ok. 200 stopni. Wstawić rogaliki (można piec od razu po zrobieniu).
Piec 25-30 minut na złoty kolor. Upieczone wyjąć z pieca, przełożyć na tackę a na blaszkę włożyć kolejną porcję rogalików i piec tak jak pierwszą.

Wykończenie:
Rogaliki można serwować bez lukrowania ale dzieci (i czasem dorośli też) lubią polukrowane. Można lukrować każdy rogalik oddzielnie albo ułożyć rogaliki obok siebie i polać ciasto białym lukrem nieregularnymi zygzakami, do pozostałego lukru dodać kakao i polać ciasto – też nieregularnymi zygzakami, takie biało-brązowe smugi. Ciasto lukruję jak nieco przestygnie. Zachęcam do komponowania lukru o innych smakach. Kiedyś, przygotowując rogaliki dla całej klasy na szkolną wycieczkę, jako nadzienie zastosowałam drylowane wiśnie z kompotu a sok dodałam do lukru i wyszły różowe rogaliki. Bardzo się spodobały młodzieży.


Inne wskazówki:
Jeżeli ciasto zbyt twarde albo nie skleja się (bo jajka np. mogą być za małe albo „szklanka” mąki nieco większa) to dodać nieco mleka lub trochę więcej kwaśnej śmietany.

Nadzienie:
Zamiast marmolady można pofantazjować i użyć dżem, odsączone owoce z kompotu, świeże owoce (kawałki jabłek, truskawki).

Czas:
Ja ciasto wyrabiam, zagniatam, wałkuję, nadziewam i zwijam rogaliki około 30 minut. Można piekarnik rozgrzać wcześniej i piec kolejne gotowe porcje a w czasie pieczenia nadziewać i zwijać następne. Czyli dodając czas na pieczenie, w godzinę możemy serwować pierwsze rogaliki (jeszcze ciepłe).


Przechowywanie:
Ciasto można przechowywać dość długo, np. w lodówce a czasem nadmiar rogalików też zamrażam.

Zachęcam do rodzinnych wypieków.