sobota, 14 czerwca 2014

Opowieść trzecia - sałatka Betty z sosem Ewy

Dziś sałatka, która trafiła do naszego menu po mojej praktyce na Wyspach w roku 1992. Na Wyspach Brytyjskich oczywiście. Były to czasy gdy z Londynu czy Nottingham można było do Polski zadzwonić z każdej telefonicznej budki a w drugą stronę rozmowy międzynarodowe zamawiało się i czekało. Telefonów komórkowych nie było, a przynajmniej ja nie znałam. Sałatka jest bardzo prosta. Nic nadzwyczajnego powiecie. Przyznam jednak, że wcześniej na moim stole i u moich znajomych warzywa w taki sposób nie były serwowane. Ale powspominajmy.

Przed moim wyjazdem koledzy, którzy odbyli swoje praktyki w Anglii wcześniej narzekali na fatalne ich zdaniem jedzenie. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Ale walizkę zapakowałam najpotrzebniejszymi rzeczami innymi niż zapasy produktów spożywczych. Stwierdziłam, że jakoś przetrzymam na angielskim wikcie. Wyjazd był związany z praktyką na uczelni a dodatkowo załatwiono mi, po pierwszej nocy spędzonej w luksusowym hotelu, mieszkanie u rodziny z nauka języka angielskiego poprzez codzienne konwersacje z rodziną, u której zamieszkałam. Konwersacja nie była łatwa. Moja gospodyni o imieniu Betty była z pochodzenia Szkotką. Pierwsze trzy dni bardzo wytężałam moje wszystkie zmysły aby się dogadać. Z jednej strony mój dość słaby angielski, z drugiej zaś wydawało mi się, że moja gospodyni używa tylko dwóch czasowników "take" i "get". Ale po trzech dniach dotarłyśmy się i było ok. W ramach kosztów mieszkania otrzymywałam dwa posiłki. Rano śniadanie ("puk, puk, your breakfast is ready"): kawa, grzanki, trochę masła i dżem. Po południu obiado-kolacja (dinner). Zwykle czekało na mnie danie do podgrzania (sztuka mięsa lub ryba, gotowane warzywa, ziemniaki w różnych postaciach) oraz ogromna micha sałatki Betty bez ograniczeń. Jak się później okazało, to przygotowane danie to był kupiony gotowiec, który po odkryciu tego faktu  przestał mi smakować. Natomiast sałatka Betty do końca praktyki nie znudziła mi się. Jej kompozycję i smak zabrałam ze sobą jako pamiątkę z mojej pierwszej podróży "na Zachód"  i włączyłam do mojej kuchni. Sałatka ta to bardzo kolorowy, apetycznie wyglądający zestaw różnych surowych warzyw z dużą ilością sałaty i słodko-kwaśnym sosem (prawdopodobnie gotowcem) z oliwą lub olejem. W zależności od dostępnych warzyw sałatka zmieniała się z dnia na dzień. Najczęstsze składniki to sałata podobna do lodowej, papryka, pomidory, ogórek, zielona pietruszka, czasem szczypiorek, marchewka, rzepa. Jako dodatki były pestki dyni i ser typu feta albo żółty. Trochę mnie intrygowało skąd na angielskim stole do gotowca taka sałatka. Zagadka wyjaśniła się w najbliższy weekend kiedy to do domu zjechał pracujący w Londynie mąż Betty. Był z pochodzenia Włochem. Ta sałatka to dziś nic zwyczajnego ale dla mnie to była nowość. Lunch jadałam na mieście. Pamiętam, że pierwszego dnia kupiłam "fish and chips" czyli filet rybny, wybrałam z dorsza" w chrupiącym cieście i do tego frytki. Smakowało mi ale było bardzo tłuste. Powtórzyłam następnego dnia ale już nie skonsumowała całej porcji i więcej nie powtarzałam. Ale spodobały mi się serwowane w uczelnianym barze ogromne buły, które krojono na pól i nadziewano przygotowanymi w pojemnikach składnikami. były to wędliny, sery i różne warzywa. Bardzo mi się podobało, że mogłam sama sobie  wybrać składniki.  Inne spostrzeżenia kulinarne to serwowane w barach i pubach mięso w cieście. Nie przypadło mi do gustu. Natomiast podobne do moich gotowców dania w pubach w weekendy kosztowały sporo drożej niż w dni powszednie. Ale do rzeczy.

Sałatka Betty w mojej wersji



Składniki
- sałata lub sałaty różne
- pomidory
- ogórki świeże
- papryka w różnych kolorach
- kukurydza słodka (może być konserwowa) - jak ktoś lubi
- cebula (ładnie komponuje się filetowa)
- rzodkiewka
- kalarepa
- marchewka
- szczypiorek i/lub pietruszka i/lub koperek
Lista długa ale nie przejmujcie się, co mamy, co lubimy to dajemy.
To co niżej to składniki opcjonalnie
- ogórek konserwowy
- suszone morele lub brzoskwinie świeże lub z kompotu (ewentualnie z puszki)
- ser typu feta lub ser żółty
Dodatkowo
- pestki dyni lub słonecznika
- orzechy włoskie

Jak zrobić

Warzywa oczywiście umyć a następnie pokroić lub porwać (sałata). Ciekawie wyglądają warzywa pokrojone w paski ale może być kostka lub kawałki. Wszystko wymieszać. Dodać ser, pestki orzechy. Te składniki można też dać później po dodaniu sosu i zostawić na wierzchu. Jeżeli dodamy ser feta, to można zrezygnować z sosu.

Warzywa można podać z sosem lub tylko z oliwą lub olejem roślinnym. Ale oliwy czy oleju dajemy niewiele.
Sos Ewy zmodyfikowany

Przy babskich pogaduszkach na kursie informatyków Ewa powiedziała, że jej dzieci przepadają za surówkami z kapusty z sosem musztardowym. Zainteresowała się tym, bo ja do surówek z kapusty nie robiłam sosu.

Przepis Ewy była taki:
- łyżeczka musztardy
- łyżeczka cukru
- łyżeczka oleju

Składniki mieszać energicznie a otrzymamy gęsty jednolity sos o ciekawym smaku.
Ja często robię wariant cytrynowy. Albo zamiast musztardy albo obok musztardy dodaje łyżeczkę soku z cytryny. Olej roślinny u nas najczęściej jest kujawski z Kruszwicy. Ale zdarzyło się, że kiedyś nie miałam w domu oleju i dodałam łyżeczkę majonezu. A jak majonez to grudziądzki Ocetix.

Łączymy sos z sałatką

Sosem polewam  sałatkę. Zwykle nie mieszam. Mieszanie następuje podczas nakładania sałatki.
Sosu nigdy nie robię dużo. Najwyżej 1-2 łyżeczki każdego składnika.
 

Sałatka jest bardzo smaczna i zdrowa a swoim wyglądem po prostu zdobi stół i obiad na talerzu. Popatrzcie na poniższe zdjęcie. Do bardzo prostego dania z kurczaka dodana dzisiejsza sałatka.



Inspiracje i modyfikacje

Sałatka może być dodatkiem obiadowym ale również samodzielnym daniem. Wówczas warto dodać ser feta lub żółty.
Na tej bazie można też zrobić sałatkę z kurczakiem lub indykiem.

Wariant drobiowy

Mięso umyć i pokroić w paski. Na patelni rozgrzać odrobinę oleju, wrzucić mięso i przewracając obsmażyć. W zasadzie wystarczy gdy mięso zmieni kolor i nie jest surowe. Mięso odrobinę posolić i popieprzyć. Kawałki  mięsa można wymieszać z warzywami lub położyć na wierzchu i posypać zieleniną lub pokrojonymi kolorowymi warzywami.

Można by podsumować patriotycznie, że sałatka przybyła z "ziemii Włoskiej do Polski" przez Wyspy Brytyjskie.

Zachęcam do tworzenia własnych kompozycji warzywnych. Tanich, zdrowych, łatwych do wykonania.
Pamiętajcie. Składniki bierzemy takie jakie mamy i lubimy. Proporcje dowolne.

Smacznego!

przepisniejednomaimie.blogspot.pl

sobota, 7 czerwca 2014

Opowieść druga - strucla krucho-drożdżowa z zeszytu mojej Mamy

Opowieść druga - strucla krucho-drożdżowa z zeszytu mojej Mamy





A więc, po krótkiej zapowiedzi we wstępniaku mojego bloga, rozpoczynam moje kulinarne opowieści.

Na początek, nie może być inaczej - w roli głównej przepis z zeszytu mojej Mamy. Zależnie od obdarowanej przepisem osoby, mógłby mieć imię od Władki, od cioci czy babci Władzi. Ale imienia nie ma, bo choć tani, smaczny, szybki i łatwy w wykonaniu, za bardzo się nie przyjął. Poza moim rodzinnym domem, ciasto upieczone zaledwie kilka razy, nie spotkałam go na stole gdzie indziej. Przyczyna jest chyba w warkoczu, który wydaje się skomplikowany a tak nie jest.

Mnie właśnie warkocz zaintrygował. Spróbowałam, wykonałam i zabrałam ze sobą w drogę przez życie. Piekę to ciasto od ponad 40 lat co najmniej kilkanaście razy w roku. Przepis więc sprawdzony po wielekroć. Trafił oczywiście do mojego zeszytu a jego stan tamże, jak zobaczycie, potwierdza częste użycie.


A historia strucli sięga lat 60-tych, kiedy to w mojej rodzinnej wsi Mileszewy prężnie działało Koło Gospodyń Wiejskich organizując m. in. kursy gotowania, pieczenia, szycia a także podejmując inne działania. To właśnie od tych kursów zaczęło się zmieniać, praktycznie stałe do tej pory, menu ciast, zup, dań obiadowych, deserów, przystawek, sałatek a i domowych przetworów i to nie tylko od święta ale w codziennym żywieniu rodziny. Ciasto to znają bardzo dobrze moi znajomi. Nie tylko świetnie smakuje ale robi wrażenie. Przekonałam się o tym również wczoraj na proszonym garden party - wstęp za okazaniem sałatki, napoju czy ciasta. Zrobiła wrażenie, oj zrobiła.

Jest przedmiotem mojej dumy. Chociaż w historii rodzinnej znane jest zdarzenie, że pieczona przeze mnie „stale” strucla dla tych samych gości, spowodowała podejrzenie cioci Marysi, że „ty to chyba nic innego nie potrafisz upiec, stale strucla i strucla”. Na moment zapanowała konsternacja ale nie poddałam się. Piekę nadal. Najpierw będzie przepis a dalej, jak to u kucharki-eksperymentatorki, zdradzę wam w jakich wariantach nadzienia struclę podaję i zdradzę wam jak eksperymentuję z ciastem krucho-drożdżowym, które pojawi się w innych moich przepisach.


A więc przedstawiam, oto ona:        


Strucla kruchodrożdżowa (z kursu Koła Gospodyń w Mileszewach - lata 60-te)

Składniki:

4 szklanki mąki
2 jaja
1 kostka margaryny (np. plamy)
2 łyżeczki cukru
5 dkg drożdży
1/2 szklanki mleka
20 dkg twardej marmolady

Sposób wykonania
Drożdże rozmieszać z zimnym mlekiem.
Mąkę, tłuszcz i cukier posiekać jak na ciasto kruche (ja wyrabiam ręką lub wyręczam się robotem). Dodać jajka i drożdże z mlekiem. Zagnieść ciasto aż odejdzie od miski.  Ciasto podzielić na dwie części. Stolnicę lub blat stołu posypać mąką. Jedną część rozwałkować na grubość 3-5 mm. Posmarować marmoladą. Zwinąć w rulon. Rulon przekroić wzdłuż zostawiając z jednej strony fragment złączony. Przepleść warkocz z dwóch pasm ciasta tak aby przecięcie było u góry (paski ciasta i marmolady). Złączyć końcówki obu pasm na końcu warkocza. Mamy już jedną struclę. Podobnie rozwałkować drugą część ciasta i zrobić drugą struclę.
Blaszkę posmarować tłuszczem (np. margaryną) i posypać mąką. Można też piec na papierze do ciasta. Włożyć na blaszkę 2 strucle obok siebie. Widać to na zdjęciu (dwie chude strucelki).


Pieczenie
Rozgrzać piekarnik do ok. 200 stopni. Wstawić ciasto (można piec od razu po zrobieniu).
Piec 30-40 minut w piekarniku o temperaturze 200 stopni na złoty kolor (Zdjęcie po upieczeniu ale przed lukrowaniem).


Wykończenie
Można polukrować, np. na biało i ciemno (lukrem białym polać ciasto nieregularnymi zygzakami, do pozostałego lukru dodać kakao i polać ciasto – też nieregularnymi zygzakami, takie biało-brązowe smugi). Ciasto lukruję jak nieco przestygnie. Moje smugi i zygzaki pokazałam na zdjęciu wejściowym.

Inne wskazówki
Jeżeli ciasto zbyt twarde albo nie skleja się (bo jajka np. mogą być za małe albo „szklanka” mąki nieco większa) to dodać nieco mleka lub kwaśnej śmietany (tak zrobiłam dziś bo miałam małe jajka). 

Nadzienie
Zamiast marmolady można pofantazjować i użyć dżem, mus jabłkowy, dodać np. bakalie, kandyzowaną skórkę pomarańczową

Czas
Ja ciasto wyrabiam, zagniatam, wałkuje, przeplatam około 20 minut.
Czyli dodając czas na pieczenie, w godzinę mamy ciasto.

Przechowywanie
Ciasto można przechowywać dość długo, np. w lodówce a czasem nadmiar tez zamrażam.


Ciasto upieczone, może skonsumowane. Warkocz trochę się nie udał? Nie przejmuj się, u mnie też tak było, ale przecież praktyka czyni mistrza.


Moje improwizacje na temat

Nadzienie

W oryginalnym przepisie jest mowa o twardej marmoladzie. Dawnymi czasy kupowało się taka na wagę odcinaną nożem z wielkiego bloku. W Toruniu można kupić w słoikach marmoladę z unisławskiego Unamelu - idealną do tego celu. Chociaż ostatnio w moim osiedlowym sklepiku nie było. Wyżej podałam już kilka wariantów nadzienia. Ale nie przejmujcie się ani rodzajem ani gęstością. Byleby tylko nie kapało. Ja wykorzystuję marmolady, dżemy, konfitury szczególnie smakują nam te z piwniczki od siostry z Kujaw. Jedno z ostatnich moich zastosowań to odsączone drylowane wiśnie rozłożone na cieście. Popróbujcie.


Makowiec świąteczny

Kiedy znajoma poprosiła mnie o upieczenie świątecznego makowca, którego wcześniej nie piekłam, ruszyłam na poszukiwanie przepisu na ciasto i nadzienie. Nadzienie zrobiłam wg  staropolskiego przepisu. Natomiast proponowane ciasta wydały mi się zbyt czasochłonne w wykonaniu. Piękne makowce upiekłam z ciastem na struclę. Tyle tylko, że nie przeplatałam warkocza tylko zwinęłam w rulon pojedynczy oraz wariant drugi dwa rulony do siebie od brzegu ciasta do środka.


Rogaliki, paszteciki

Z ciasta struclowego piekę czasem rogaliki na słodko a w wariancie słonym paszteciki z różnymi kombinacjami nadzienia (mięso, kapusta z grzybami, warzywa) albo wielki pieróg/rogal z nadzieniem warzywnym albo warzywno-mięsnym.  

Pizza na kruchym cieście na zaraz i na potem

Wersję słoną ciasta struclowego wykorzystuje też jako spód do pizzy na kruchym cieście. Czasem dodaję nieco mniej tłuszczu ale warianty są różne. Porcja ciasta wg przepisu wystarcza na dwa duże spody (ciastowa forma). Zwykle pieczemy z połowy porcji a drugą część mrożę do wykorzystania następnym razem. Wypraktykowałam, że z ciasta po rozmrożeniu wychodzi pizza na spodzie chrupiącym.


Zachęcam do polubienia strucli i zapraszam na następny odcinek


przepisniejednomaimie.blogspot.com

7 czerwiec 2014, sobota, późne popołudnie.


      

sobota, 31 maja 2014

Opowieść pierwsza - przepisy spersonalizowane

Moje przepisy mają imiona, własne nazwy i swoje historie. A więc będzie tu strucla kruchodrożdżowa zapisana w zeszycie mojej mamy na kursie Koła Gospodyń Wiejskich gdzieś w latach 60-tych, z tego źródła będą tez rogaliki i pączki angielskie, będzie ciasto Romana, budyniowiec od Basi, karpatka Teresy, wielkanocna baba pieczona przez Mary, pierniczki od Mirki, zestaw obiadowy Izy, pleśniak od Lidki, murzynek od Pani Marylki, sernik Małgosi, paluszki Pani Krystyny, chlebek od Małgosi z Sokółki Podlaskiej, kwas z buraków według przepisu Maryli, pączki cioci Marysi, sałatka Kaliny z kasztanami, zupa dyniowa Gosi, sałatka Ani z kalafiora, czerwony ryż Jacka i jego wersja według Jurasa, Gosi, tej samej, filety z pieczarkami, kolorowa jajecznica Genia, śledziki Benka, śledziki Heni, parzybroda Arka, chleb marchewkowy Basi2 i jej tort węgierski, ogórki a'la pikle i papryka w zalewie miodowej od drugiej Maryli, sałatka Betty, koktajle Jagi, babcine pierogi, zielone naleśniki, sałatki, desery, przystawki. I dużo, dużo więcej ciekawych pozycji kulinarnych z historią i ich szalonych wariantów w moim wykonaniu. Jak się domyślacie, zbieram przepisy od znajomych, rodziny, z restauracji czy kawiarni. Wszystkie sprawdzone. Smakowały mi więc poprosiłam o przepis lub przepytałam, zanotowała i skopiowałam. Ale  z tym kopiowaniem to nie do końca jest prawda.


Gotowanie, pieczenie, a prawdę powiedziawszy to całe pichcenie, jest dla mnie relaksem. A jak relaks, to pełny luz i wielka improwizacja. W moim wydaniu potrawy mają wiele wariantów i smaków, zależnie od fantazji, humoru, domowego zaopatrzenia, dostępności produktów, czasu a niekiedy i zamówienia. Jestem sąsiadką, koleżanką, znajomą, którą można poprosić o upieczenie ciasta, zrobienia sałatki czy czegoś z mięs. Nie umiem wówczas odmówić, nawet gdy nie mam danej pozycji w repertuarze. Cóż trudnego - przepytuję znajomych, przeglądam zeszyty, szukam na blogach, sprawdzam i dołączam (lub nie) do "oferty". Na pierwszy ogień poznacie historię strucli kruchodrożdżowej. Ale to już w kolejnej opowieści. Zapraszam.