czwartek, 8 maja 2025

Opowieść piętnasta - historia serwisu z różyczką z Kujaw

Wieści z ... kuchni.




Serwis porcelanowy (nie fajans 🙂 ) z Włocławka z lat 1970-tych albo nieco wcześniejszych.

A było to tak.
Najpierw był serwis kawowy. Przybył całkiem przypadkowo. Na początku lat 1980-tych toruńska rodzina zaprosiła mnie na wesele. A były to czasy przedkopertowe. Jako koneserka kawy w porcelanie, umyśliłam kupienie w prezencie takiegoż kawowego serwisu. Z pomysłu zwierzyłam się koleżance, która z kolei powierzyła mi tajemnice, że ma nierozpakowane od początku lat 1970-tych ślubne prezenty i jest serwis. W trakcie oględzin stwierdziłam, że pomimo szczelnego zamknięcia, porcelana miała lekki nalot kurzu. Na prezent nie wypadało ale ja się zakochałam we różach. Producenta nie sprawdzałam i nie wiedziałam, że włocławskie. Serwis trafił do mnie. Chyba w prezencie albo tanio. Kiedy powiększyłam mieszkanie a w kawowym pojawiły się ubytki, zapragnęłam uzupełnić a nawet powiększyć z 6. do chociaż 12. kaw. 



W dawnych, przedinternetowych czasach nie było to łatwe. Ale zamiast brakujących filiżanek trafiłam duże półmiski, co uświadomiło mi, że był też serwis obiadowy i moje pragnienie posiadania i tegoż na 12 osób nabrało rozpędu. Filiżanek w moim formacie nadal nie trafiłam ale przybyły talerze głębokie (wspaniale smakował w nich rosół ugotowany przez Nadieżda Ungurianu ), patera do ciasta, talerzyki śniadaniowe, sosjerka, przecudna masielnica ("pani se sklei" powiedział porcelanowy barbarzyńca, który fatalnie zapakował). Trafił się tez serwis(ik) kawowy do mokki (też ślubny prezent czyjś) i oddzielnie dzbanuszek i cukiernica.


Dwa ostatnie elementy u mnie zostały a serwisik powędrował w świat.



Dwa ostatnie elementy u mnie zostały a serwisik powędrował w świat. Na jego miejsce zjawił się drugi trochę przez pomyłkę. Otóż na aukcji charytatywnej widzę moje filiżanki, kształt identyczny, więc kupuję bez namysłu, odbieram w Toruniu i ... są jak moje ale mikro, ale z Włocławka, zostały do ozdoby. 



Od roku 2014, od kiedy mam konto na facebooku, wstawiam co jakiś czas apele albo wpisy w licytacjach odwróconych, że szukam tej różyczki. W tym roku trafiły się ... u nowych znajomych w Płocku. Po konfrontacji, że to te pierwsze małe, zrezygnowałam ale wzmianka "zostały tylko jakieś talerze i waza" mnie zelektryzowała. Po obejrzeniu zdjęć emocje sięgnęły zenitu. Przepiękna waza, takaż misa, sosjerka, półmiseczek, talerze głębokie i płaskie. Już są u mnie. Ależ jestem szczęśliwa.



Teraz tylko rodzinny i/lub proszony obiadek na różyczkach podany i po obiedzie kawa w różyczkach (chwilowo uzupełniana cudnymi filiżankami wałbrzyskimi, które też poszukuję).




Serwis z różyczką przybywa i gospodyni szczęśliwa

środa, 7 maja 2025

Opowieść czternasta - ekskluzywny przepis dla Adama na sałatką z sałaty

 



"Ale to jest pyszne" powiedział Adam o sałatce z sałaty i kilku innych składników. A jako że to moja kompozycja, nie mogę pozostać obojętna. Będzie więc przepis. Ekskluzywny przepis dla Adama, aby mógł delektować się smakiem kiedy przyjdzie mu ochota. 

Składniki:
- sałata (może być mix sałat z roszponką lub rukolą; robiąc dla siebie wykorzystuję pół paczki 160g)
- pomidorki koktajlowe (5-10 sztuk)
- twaróg chudy (np. klinek 250g wystarczy na dwa razy)
- majonez lekki (1-2 łyżki)
- oliwa (1-2 łyżki)
- oliwki drylowane (50 g)
- pestki słonecznika (1-2 czubate łyżki)
- pestki dyni (1-2 czubate łyżki)
- nasiona chia lub czarnuszki (1 łyżeczka) 
- suszona żurawina (garść) 
to są składniki do wersji bazowej, jaką jadam często
Wersja, którą poczęstowałam Adama miała być pełnym posiłkiem więc zawierała jeszcze:
- mięso z kurczaka (ugotowane lub duszone lub grillowane)
ale nie zawierała żurawiny, która mi się skończyła.

Sposób wykonania
Pomidorki przekroić na połówki.
Twaróg pokroić w kostkę.
Wszystkie składniki włożyć do szklanej miski. Delikatnie wymieszać. Skropić oliwą. Dodać majonez. Wymieszać. Odstawić na godzinę. Nie zawsze to robię.




Jeżeli jest z kurczakiem, to jest to pełne danie i już nie ma dodatków.
Wersję bez kurczaka można traktować jako sałatę/surówkę do innych dań.




Inne warianty.
Zamiast białego twarogu można dać ser feta ale wówczas już nie daję majonezu.
Zamiast majonezu, w każdym wariancie, można zrobić sos jak w przepisie "Sałatka Betty z sosem Ewy".
Inny wariant sosu to oliwa/olej, sok z cytryny, miód. Wymieszać do gęstej konsystencji. 

Ja lubię prosty wariant z twarogiem.




Ciekawe, który wariant wykona Adam i czy będzie mu smakowała tak jak moja?

Smacznego. 


















sobota, 17 lutego 2024

Opowieść trzynasta - czyli jak zaczęło się moje potraw fotografowanie

Tak zaczęło się moje potraw fotografowanie



Pewnej niedzieli, jakieś 20 lat temu, w samo południe telefon. Jadą goście a tu obiadek skromny raczej na trzy osoby nie bardzo "mięsne", a goście jedzący raczej konkretnie. A więc niewielka porcja mięska (pokrojone w cienkie paski i "rzucone" na krótko na patelnię posolone nieco, trochę pieprzu i innych ziół dla zdrowia i koloru). Mięso wyłożone na wielki okrągły półmisek z mojego ulubionego serwisu i przyozdobione papryką, pietruszką zieloną i wąsami z pora albo szczypiorku (już nie pamiętam). Do tego widzę jakby podsmażone ziemniaki (a może ty były resztki z soboty 🙂 ) albo ziemniaki "kolorowane" (np. curry) z zieloną pietruszką i surówka z sałaty i świeżych warzyw a'la Betty (kompozycja przywieziona przeze mnie w pamięci z Anglii, gdzie bawiłam miesiąc na stażu naukowo-dydaktycznym w 1992 roku).
Pamiętam, że tak się zachwyciłam tym półmiskiem, że postanowiłam uwiecznić na fotografii.
I chyba od tego czasu moje wyczyny kulinarne dostały artystycznego polotu.
Kucharką średnią jestem ale za to jak podane 🙂 🙂 🙂
Smacznego!!!

czwartek, 8 czerwca 2023

Opowieść dwunasta - chleb Krysi P


 

Chleb Krysi P


Moja znajoma Krysia P., która ma problemy z poruszaniem się, a w konsekwencji z zakupami, lubi świeży chleb i zawsze musi mieć w domu chleb. Inaczej czuje niepokój. Aby mieć zawsze chlebek i nie „zawracać ludziom głowy” aby pomogli kupić, postanowiła chleb piec. A ja kiedyś już chleb piekłam i wychowałam się też na domowym chlebie.

Też postanowiłam piec chleb zainspirowana Krysi postanowieniem i przepisem.


Składniki i wykonanie:


Zaczyn:

2 1/2 dag drożdży (1/4 kostki 10 dag)

3 łyżeczki mąki (może być pszenna)

2 łyżeczki cukru

2 łyżki wody w temperaturze pokojowej


Wszystkie składniki wymieszać w naczyniu o pojemności 1/2 litra, odstawić do wyrośnięcia


Ciasto

2 szklanki mąki pszennej

1 szklanka mąki żytniej

2 płaskie łyżeczki soli

2 łyżki oleju

wyrośnięty zaczyn

1/2 litra wody lub serwatki lub zsiadłego mleka lub maślanki w temperaturze pokojowej


Mi najbardziej smakuje na serwatce. Krysia P. piecze na maślance lub zsiadłym mleku.

Serwatkę mam z domowego wyrobu twarożku ze świeżego mleka z dodatkiem jogurtu.

Przepis kiedyś stosowałam a teraz też przypomniała mi Krysia P. Podam go oddzielnie.


Dodatki wg uznania. Ja obecnie dodaję: płatki owsiane, ziarna siemienia lnianego, majeranek, ostropest zmielony odtłuszczony, czasem sypnę garść rodzynek.

Krysia P dodaje siemię lniane i słonecznik.

Używam mąkę pszenną włocławską lub podobną, a mąkę żytnią z pełnego przemiału.

Jak daję więcej płatków to troszkę zmniejszam ilość mąki.


Wszystkie składniki ciasta dokładnie wymieszać. Ja to robię drewnianą łyżką. Odstawić do wyrośnięcia. Jak podwoi objętość to przełożyć do korytka. Ja wykładam korytko papierem do pieczenia. Z tej porcji ciasta piekę jeden chlebek i dwie bułeczki na drugiej blaszce. Posmarować wierzch wodą. Odstawić blaszki do lekkiego wyrośnięcia. Nagrzać piekarnik do 180 stopni (ogrzewanie góra-dół). Piec 40-50 minut. Wstawiam do piekarnika, nie czekając na osiągnięcie ustawionej temperatury. Pod koniec delikatnie kropię wodą.

Bułeczki zjadam natychmiast po upieczeniu, świeże, pachnące i chrupiące.

Chlebek wystarcza mi na tydzień, chyba że komuś kawałek podaruję. A im jest starszy tym bardziej mi smakuje. Przy moich składnikach chlebek wygląda jak graham i podobnie smakuje.

Będę próbowała inne proporcje, dla urozmaicenia.

Każdy może stworzyć chlebek dla siebie.


środa, 14 października 2020

Opowieść jedenasta - pleśniak od Lidki

 Pleśniak od Lidki

Mnogość śladów w zeszycie wskazuje na częstość użycia przepisu czyli pieczenia pleśniaka. Opowieść tę dedykuję Lidce L., z nadzieją, że zawita w mediach społecznościowych i będziemy mogły częściej się "widywać" i "porozmawiać". Przepis trafił do mojego zeszytu i został z sukcesem wypróbowany około roku 1980. Ja byłam już doświadczoną programistką komputerową dźwigającą czasem ciężkie dyski (pamięć zewnętrzna komputerów) o pojemności aż 30 megabajtów. Lidka była magistrem po ukończeniu uczelni moskiewskiej, jako, że kilka lat wcześniej, będąc bardzo dobrą absolwentką technikum, skorzystała z możliwości studiowania za granicą w ZSRR. Nasze kariery zawodowe potoczyły się różnymi drogami ale nadal utrzymujemy kontakt a na pamiątkę mam przepis w zeszycie. Nie wiem skąd pochodzi przepis ale został z sukcesem wielokrotnie wypróbowany, z czasem trochę zmodyfikowany i do dziś gości na moim stole dość często.

A przepis jest taki.


Składniki:

1/2 kilograma mąki

1 kostka tłuszczu (oryginalnie margaryny)

4 jaja

2 łyżeczki cukru do ciasta

1/2 szklanki cukru do piany z białek

kakao

2 łyżeczki proszku do pieczenia

4-6 jabłek lub  marmolada, dżem, inne owoce lub przetwory

Wypróbowane mąki typ 500 Poznańska, Wrocławska. Włocławska, oraz Babuni i tortowa. 

Latami do ciast stosowaliśmy margarynę co teraz robię rzadziej, używając zwykle masła. Ale masła trzeba trochę dodać z drugiej kostki, a dokładnie 50 gram. Waga kostki margaryny to zwykle 250 gram a masła 200 gram. Jaja średniej wielkości. Do ciasta użyjemy żółtka a z białek ubijemy pianę jak na bezy. cukru do ciasta tylko 2 łyżeczki. Jak ktoś lubi słodkie i nie ma przeszkód zdrowotnych, to trochę można dosypać. Kakao jak kto lubi daje więcej. Ja zwykle jedną łyżkę. 



Pierwszą warstwę ciasta przepis zaleca rozłożyć na blachę a drugą i trzecią zetrzeć na wióry i posypać. ja często trę na wióry i tę pierwszą warstwę i równo posypuję na przygotowana blachę.



Jeżeli chodzi o warstwę owocową, to na początku robiłam zgodnie z przepisem i najpierw przesmażałam ósemki obranych jabłek. Teraz najczęściej warstwa tą są surowe, obrane ze skórki, potarte jabłka. Ale sprawdzają się tez inne owoce, konfitury, dżemy, marmoladki. Ja lubię z czarną porzeczką. 




Pianę ubijamy na sztywno tak jak na bezy, wówczas po upieczeniu będzie chrupiąca. Nie zawsze się to udaje ale to w niczym ciastu nie ujmuje. 

Czasem przy przygotowaniu ciasta korzystam z robota i wówczas ciasto jest częściowo w bryłce a częściowo w kruszonce. A zdarzy się też całość w kruszonce. Wówczas już nie trę na tarce tylko wysypuję warstwy na blachę. Kruszonka połączona z kakao daje efekt mozaiki zamiast ciemnego ciasta. 

Piekę w temperaturze 180 stopni i czasem trzymam w piekarniku nieco dłużej, niż mówi przepis. Ciasto wstawiam zawsze do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. 

Teraz piekę w piekarniku ale w czasach dawniejszych w częstym użyciu był prodiż




Jeżeli piekarnik piecze górą szybciej niż dołem, to pod koniec przykrywam ciasto folią aluminiową aby się z góry nie przypiekło i utrzymało złoty kolor.


Przyznam, że pleśniak od Lidki od początku trafił na listę moich ulubionych ciast. 

 




Przepis bardzo dobrze sprawdza się całkowicie bez cukru. Jeżeli jest taka konieczność, to piekę ciasto bez cukru i bez warstwy bezowej, wykorzystując białka do innych celów. 

Polecam do własnego wypróbowania.

Smacznego.


niedziela, 16 sierpnia 2020

Opowieść dziesiąta - strucla rymowana

Strucla rymowana

A było to wczoraj tak
Piekłam struclę tak szast-prast
No i wyszło po raz pierwszy
Że powstała strucla wierszem

Bierzesz mąki cztery szklanki
Kostkę masła ze śmietanki
Cukru szczyptę, nie za wiele
By kalorii mniej w twym ciele

Wszystko siekaj na stolnicy
Tylko nie wybrudź spódnicy
Można skorzystać z robota
Jeśli trudna to robota

A ty drożdży weź pięć deko
I daj pół szklaneczki mleka
Mleko zimne być powinno
By skuć drożdży siłę czynną

Mąka z masłem rozdrobniona
Drożdże z mlekiem rozrobione
Użyj też dwa jaja całe
Połącz tak by rosło mało

Już drożdżowa wielka kula
Po stolnicy ci się kula
Podziel ją na dwie połowy
I już bazę masz gotową

Teraz bierzesz w rękę wałek
I ciasta pierwszy kawałek
I wałkujesz wzdłuż i wszerz
Na prostokąt dobrze wiesz

A grubości pilnuj prędzej
Pól centymetra, nie więcej
No i podsyp mąki miarkę
By nie skleił ci się z wałkiem

Teraz bierzesz marmoladę
Smarujesz nią cienko placek
Sporą porcję, gramów sto
I już prawie mamy to

I rulonik wnet zwijamy
Potem wzdłuż go przekrawamy
Pleciemy zgrabny warkoczyk
Marmoladą koląc oczy

Teraz drugi warkocz pleciesz
Powtórzywszy całość przecież
Drugie placka wałkowanie
Marmoladą smarowanie

Drugi warkocz już gotowy
A ty nie łam sobie głowy
Już dwa rosnąć zaczynają
I na blaszce tak czekają

Więc je wsadź do piekarnika
Gorącego już rzecz jasna
I odczekaj pół godziny
Teraz czas masz dla rodziny

Sprawdzaj czy ma kolor złoty
Wtedy koniec twej roboty
Jeszcze wyjąć z piekarnika
I przyglądać się jak znika

A gdy się przypiecze trochę
To spokojnie, bez paniki
Można trochę polukrować
I zmylić oko publiki

©KW, 25.04.2020 Toruń

sobota, 29 lutego 2020

Opowieść dziewiąta - pączki angielskie czyli oponki dla Magdy


W moim zeszycie z przepisami powyżej przepisy na rogaliki drożdżowe zanotowałam kiedyś prosty przepis na "pączki angielskie". Chronologia przepisów w zeszycie wskazywałaby na to, ze przepis pochodzi z kursu Koła Gospodyń w Mileszewach w latach 60-tych ubiegłego wieku. 



Nie pamiętam jednak aby w tamtych latach takie pączki były na naszym stole. To może dowodzić, że źródło pochodzenia przepisu jest inne. Początki mojego zeszytu to lata 70-te. Mógł więc trafić do mnie od którejś w koleżanek z OOO (Ogólnouczelniany Ośrodek Obliczeniowy na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie pracowałam w latach 1977-1988).



Moja bratanica Magda, która mieszka z rodziną w Anglii, jest świetną gospodynią. Niedawno pochwaliła się na fejsie upieczonymi, na okoliczność tłustego czwartku, oponkami. Nie znała ich pod nazwą "pączki angielskie" więc natychmiast to uzupełniłam i na dowód pokazałam moje archiwalne zdjęcie.

Przepis jest niezwykle prosty i łatwy w realizacji.
Zaczynamy od zmielenia twarogu (najlepszy jest półtłusty, taki na wagę, w dużej kostce z Brodnicy). Podobno twarogu mielić nie trzeba ale ja przepuszczam raz przez maszynkę.


Teraz dodajemy wszystkie składniki ciasta i szybko zagniatamy.
Wałkujemy ciasto na grubość około pół centymetra (5 mm) i wykrawamy koła o średnicy tradycyjnej szklanki (moja miała średnicę 6,5 cm) i w nich kółeczka (kieliszkiem - mój miał średnicę 3,5 cm). 



 Obręcze smażymy na "oponki" i kółeczka na małe pączuszki. oczywiście, jak podano w przepisie, na złoty kolor.



Ja smażyłam na oleju rzepakowym. Najchętniej używam Kujawski z Kruszwicy. Oponki urosną w pieczeniu do grubości około 2 cm, więc oleju nie trzeba wlewać do garnka dużo. Olek podgrzewamy i gdy zaczynają iść do góry bąbelki to wrzucamy kawałeczek ciasta albo małego pączusia. Jeżeli szybko ozłoci się od spodu, to wkładamy oponki i pozostałe pączusie w wolne miejsca. Jak zauważymy, że spód jest złoty, to odwracamy na drugą stronę. I mamy gotowe puszyste, delikatne pączki angielskie.
Układamy warstwami na talerzu i na koniec, jeżeli lubimy, posypujemy cukrem pudrem.
Najlepsze są świeże, prawie ciepłe. Następnego dnia tez są dobre ale nieco stężeją i stracą swą puszystość. Ale nadal są smaczne.


Proste, prawda?
Wypróbujcie.
Smacznego.